Przejdź do treści

Elżbieta Dzikowska /fotografia/

Lokalizacja Galeria Sztuki Współczesnej
Czas 02.09.2011

Wystawa
"Z CAŁEGO ŚWIATA"

Wernisaż 1 września 2011 r., godz.18.00

Serdecznie zapraszamy!

/m


URODA ŚWIATA JAKO ELŻBIETY DZIKOWSKIEJ MALARSTWO CZYSTEJ FORMY

Dawno, bardzo dawno temu dokonano zastanawiającego odkrycia. Oto okazało się, że pomysły niektórych malarzy i rzeźbiarzy, zdawałoby się zupełnie autonomiczne wobec otaczającego nas świata, można przypisać różnym strukturom wydobywanym dzięki bardzo silnym powiększeniom mikrospkopowym, albo widokom z lotu ptaka, lub widzianym przez teleskop w kosmosie. Można byłoby podejrzewać malarzy o plagiat. Ale te zbieżności wynikły z własnych obserwacji natury mistrzów pędzla i dłuta, a także z logiki samego rozwoju malarstwa i rzeźby. Jest inna jeszcze możliwość. Malarstwo nowoczesne uwrażliwiło nas na niespodziewane i niespodziewanie piękne obrazy mikro i makrokosmosu, a dzieki odkryciu fotografii staliśmy się koneserami obrazów niedostępnych naszym przodkom.
Dzikowska maluje obrazy posługując się aparatem fotograficznym. Takie zastępowanie, czy też naśladowanie malarstwa ma w fotografii swoją długą historię. Służyły temu nawet szczególne techniki tworzenia obrazu fotograficznego, rodzaj wtórnego opracowania. Te działania już nie tylko przez "zdjęcie obrazu", często specjalnie konstruowanymi obiektywami "miękko" lub "twardo" rysujacymi, ale także przez obróbkę odbitki i negatywu (izohelie, solaryzacje), specjalnie sporządzane emulsje. Najprostszą formą fotograficznego "malowania" było (i jest) rozgrywanie głębi ostrości i natężenia kontrastu. Fotografia czarno - biała przeprowadziła wszelkiego rodzaju eksperymenty, aby w końcu decydować się na "czysty brom". Fotografię od wszelkich innych sztuk odróżnia jej momentalność, jak to trafnie zauważył Władysław Tatarkiewicz. Tej mozliwości nie miały żadne inne sposoby obrazowania.
Momentalność jest i szansą i ograniczeniem. Można powiedzieć, że aktywność artystyczna wielu fotografów przez całe stulecie właśnie koncentrowała się albo wokół wyzyskania tej momentalności, albo na jej ukrywaniu. Była jeszcze jedna cecha malarstwa niedająca spokoju fotografom i wynalazcom - kolor, a kolor długo pozostawał tylko marzeniem fotografów. Kolor i malarstwo to przecież jedność, a fotografowie mieli nadzieję na odebranie prymatu malarstwu.
Wprawdzie kolor jeszcze do lat pięćdziesiątych miał w fotografii pewne ograniczenia, ale, tak jak przewidywał parę dziesięcioleci wcześniej Stanisław Witkiewicz, ostatecznie i tę barierę pokonano. Mamy więc fotografię barwną na co dzień. To wzbogacenie należało wykorzystać i tak się stało. Jak widzimy na wystawie prac pani Elżbiety Dzikowskiej, fotografia może uzyskiwać efekty malarskie pozostając fotografią. Tak jak malarstwo uzyskiwało i uzyskuje efekty "fotograficzne" pozostając malarstwem (hiperrealizm Rafała Malczewskiego i zupelnie odmienny amerykański hiperrealizm, albo "po-fotograficzne" malarstwo Zbigniewa Karpińskiego). Malarze zresztą natychmiast włączyli wynalazek fotografii do swego warsztatu, jako pomocniczą notatkę bardzo przydatną tam gdzie należało możliwie najwierniej poddać charakter ruchu, tak człowieka, jak i np konia. Bez "momentalnej fotografii" nie powstałyby znakomicie oddające ruch kreskówki Walta Disneya. Twórcy Panoramy Racławickiej również pomagali sobie fotografią.
Ale Dzikowska chroni swoją fotografię, a raczej fotograficzne malarstwo, przed taką dynamiką. Jest to zatem fotografia nie tyle "momentalna" co "monumentalna". Ta monumentalność nie jest prostym efektem skali - wielkości motywu, lub rozmiarów fotogramu. Rzecz polega na takim ujęciu proporcji poszczególnych elementów struktury obrazu (kompozycji), że umożliwia jakby otoczenie widza przedstawionym fragmentem widoku jakiegoś krajobrazu. Wchodzimy w ten krajobraz zachęceni jego zaskakującą urodą. Nasza percepcja odtąd nie postrzega granicy obrazu chociaż jest to niewątpliwie stosunkowo niewielki prostokąt, tak jak to zwykle bywa. To wazny i doskonale wystudiowany efekt. Służy mu bardzo celowy, przemyślany wybór fragmentu, a więc to, co nazywamy kadrowaniem. Tutaj jednak kadrowanie prowadzi do swego rodzaju skrajności. Celem autorki tych fotogramów nie jest sprawne nakierowanie na ukazany układ elementów, na realnie istniejącą gdzieś okolicę, co później możemy sprawdzić. Dzikowska tworzy obraz jako rzecz samą w sobie i nakierowuje nasze przeżywanie na kontemplację owej widokowej reprezentacji, jako wartości niezależnej, nie powiązanej ściśle z jej "realnym" kontekstem. Może być jeszcze inaczej. Oto, zależnie od odległości, z jakiej patrzyny na te barwne prostokąty, widzimy najpierw rożnie zamalowane prostokate "deski". W miarę przybliżania się to pierwsze wrażenie znika. Tak jakby spadła z tych obrazów półprzeźroczysta zasłona. Uzyskawszy optymalny kąt i odległość widzenia wręcz wchodzimy w "krajobraz". Mamy oto odczucie rozchodzącej się we wszyskich kierunkach przestrzeni, która zaczyna nas otaczać. Jest to jednakże "krajobraz" fotogramu - obrazu.
Niewątpliwie kompozycje tych obrazów zostały wybrane tak abyśmy uzyskali jeszcze jedno wrażenie wspomagające poprzednio opisane. To czego dokonała nowa wrażliwość malarska w drugiej połowie XX stulecia przypomina o sobie jako ukrytej podstawie intensywnego przeżywania jakości przedstawionych nam fotograficznych obrazów. Nie da się tego ukryć, chociaż można o tym nie wiedzieć, lub na moment o tym zapomnieć. I właśnie tego, co jest jej świadomością tradycji i jej świadomością przestrzenno - wzrokową, Dzikowska nie tylko nie ukrywa, ale na tym historycznym konteście malarskiej tradycji buduje swój "świat skonstruowany". Mamy tutaj nieco przewrotne i nieco kokieteryjne odwołanie się do pamięci o malarstwie materii, o strukturalizmie, o " tendencji zerowej", a wreszcie i o "unistycznych" efektach malarstwa, tak samo jak mamy subtelną grę geometrii linii krzywych.
Zbiór fotogramów został zatytułowany "Z całego świata" i przedstawia obrazy z lat 2008 - 2011, pogrupowane w cykle prac "Wariacje na piasek i wiatr" (Emiraty 2008, 10 prac), "Przykazania na baobabie" (Madagaskar, 2009, 4 prace), "Norwegia jest piękna" (2009, 4 prace), "Tajemnice Tsingi" (Madagaskar, 2009, 3 prace)", "Patrzę na brzegi rzeki" (Madagaskar, 2009, 10 prac), "Nad morzem w Dźwirzynie" (2009, 11 prac), "Jedź na Filipiny (2011, 6 prac), "Biebrza z nieba" (2008, 9 prac). Wierzyć czy nie wierzyć? Wiem oczywiście, że Elżbieta Dzikowska jest podróżniczką, wiem bo oglądałem filmy z jej wypraw z Tonym Halikiem, które emitowane przez peerelowską telewizję były ucztą dla oczu i ducha. Skąd więc watpliwość? Otóż to kadrowanie. To straszne narzędzie w ręku fotografa. Witkiewicz, zwracał uwagę na decyzję wyboru kadru, jako na kryterium twórczego, artystycznego charakteru fotografii jako sztuki.
Wybór kadru. Przybliżenie i oddalenie od fotografowanego motywu i wybór tego, a nie innego fragmentu rzeczywistości do sfotografowania, wybór jakiegoś krajobrazu, jakiegoś "wyjątku" w tym krajobrazie dostrzeżonego. Powódów, dla których Dzikowska te, a nie inne krajobrazy, wybiera i te, a nie inne ich widoki fotografuje, tak, a nie inaczej wybiera kadr, jest być może więcej niż to pierwotne pragnienie tworzenia fotograficznego malarstwa.
Kadrowanie stało się metodą i ideą przewodnią w pracach prezentowanego zbioru. To właśnie w ten sposób tworzy Dzikowska kolekcję swego malarstwa, w którym egzotyczne kraje i bardzo bliskie nam miejscowości stają się tylko tytułami, wyróżnikami serii. Zdawałoby się, że raczej wynosimy te obrazy z pracowni malarza - abstrakcjonisty, niż byśmy mieli poznawać pejzaże zanotowane przez podróżnika - globtrottera, może geografa lub geologa. I dlatego znając trochę swój własny kraj zastanawiam się czy to napewno są widoki z Filipin, a nie z Mazur, z Emiratów, a nie z Łeby. Ale znając przecież historię życia Elżbiety Dzikowskiej też mógłbym mieć wątpliwości czy na pewno patrzę na rozlewiska Biebrzy i czy bez wątpienia mogę przyjąć informację o plaży w Dźwirzynie.
Autorka wciąga nas w o wiele szerszą i subtelniejszą grę niż na początku mogłoby się wydawać. To już nie o "medium sztuki" idzie rzecz, już nie o atrakcyjne widoki, nie o ciekawe same dla siebie struktury skał, lub ulotne piękno zmarszczonej przez powiew wiatru powierzchni wody oświetlonej promieniami zachodzącego słońca, a może łuna pożaru? Przecież takie monumentalne piękno mogę sam znaleźć nieomal wszędzie! Dlaczego zatem tak rzadko znajduję? Dlaczego widzę je tylko w banalnie kadrowanych widokach? Chyba dlatego, że brakuje mi tego zastanowienia, tej spokojnej medytacji nad urodą świata do jakiej zdolna jest artystka. Może trzeba wiele doświadczyć i wiele zobaczyć, wiele przeżyć, aby w każdym nieomal momencie dostrzegać cudowność istnienia?
Można za Williamem Szekspirem powiedzieć, że dla Dzikowskiej "cały świat to teatr" i natychmiast dodać: "teatr form". Teatr czystej formy zobaczony w naturze. Wyobrażam sobie, że Pani Elżbieta, gdy idzie ulicą, spaceruje po lesie, przechadza się po plaży, wędruje przez pustynię, lub pływa po morzu, to widzi przed sobą niekończące się obrazy nieznanych malarzy, genialnie skomponowane rzeźbiarskie struktury anonimowych twórców form przestrzennych. Co chwila pojawia się przed jej oczami zachwycające swoją formą i barwą dzieło sztuki. Jedno z nich trzeba odnaleźć pochylając się głęboko na drobinami piasku i kamykami które w nim utkwiły, inne wymaga podniesienia głowy i spojrzenia na rozwijajacą się perspektywę gigantycznych form precyzyjnie przez wiatr wycinanych z pustynnego piasku. Jeszcze inne dzieło wydobywa słońce lśniąc w rozlewiskach rzeki widzianych z lotu ptaka.
Czy Elżbieta Dzikowska ma prawo podpisywać się pod fotografiami tych rewelacyjnych dzieł sztuki? Sądzę, że może, a to dlatego, że bez jej oka i przez nią skierowanego na nie obiektywu kamery nie zdawalibyśmy sobie sprawy z ich istnienia. Domyślam się, że artystka wie kim jest autor tych wspaniałych utworów i stara się, jak najlepiej potrafi, być tylko tym "medium", które pokornie wskazuje na ulotne, ale jednocześnie wielkie i nieprzemijające piękno tych dzieł. Po co to czyni? To znaczy: po co nam pokazuje owe fotogramy? Ano po to zapewne abyśmy przechodząc ulicą, patrząc na staw, brodząc przez łąkę mogli odnaleźć dla siebie, tak, jak ona dla siebie znajduje, tę urodę świata - największą galerię dzieł sztuki największego Twórcy.
Fotografia Dzikowskiej jest więc funkcjonalna, jest po coś. Jest po to abyśmy nie tylko patrzyli, ale też widzieli. Żebyśmy widzieli, jak wielkie i piękne są Jego dzieła.
Czy sztuka jest (tylko) sztuką, czy (także) modlitwą?

Zbigniew Makarewicz

Wystawa czynna do 25 września

/m

/m

 Kilka słów o Elżbiecie Dzikowskiej

 

Elżbieta Dzikowska - urodzona w 1937 roku. Znana podróżniczka, reżyserka oraz operatorka filmów dokumentalnych. Z wykształcenia sinolog oraz historyk sztuki. Autorka popularnych programów telewizyjnych m.in. ?Pieprz i Wanilia", który tworzyła wspólnie z mężem Tonym Halikiem. Reżyserka filmów dokumentalnych, które przybliżyłykolejnym pokoleniom widzów egzotyczne kraje, najodleglejsze kultury i tradycje. Podróżowała po wszystkich kontynentach zapisując swoje wrażenia w licznych książkach i albumach fotograficznych. Wybór pierwszego kierunku studiów na Wydziale Orientalistyki Uniwersytetu Warszawskiego był początkiem jej profesjonalnych badań nad odległymi kulturami. W czasie studiów udało się jej wyjechać do Chin. Początkowo pracowała w Bibliotece Uniwersyteckiej, zajmowała się dziećmi w warszawskim Parku Kultury. Po tych doświadczeniach postanowiła zdobyć zawód historyka sztuki i rozpoczęła studia. W tym czasie pracowała w pismach m.in. Chiny, Kontynenty, zdobywając doświadczenie jako fotoreporter. W Kontynentach pisała do 1981 roku w dziale Ameryki Łacińskiej, jest członkiem Świa-towego Stowarzyszenia Latynoamerykanistów. W 1974 roku, poznała Tony'ego Halika. Jako małżeństwo przygotowali wspólnie około trzysta filmów i programów telewizyjnych z cyklu Pieprz i wanilia. W 1976 roku byli pierwszymi Polakami, którzy dotarli do ruin zaginionego miasta Vilcabamba, ostatniej stolicy Inków. Razem odbyli wiele wspólnych podróży do prawie wszystkich krajów Ameryki Łacińskiej, Europy, 27 stanów USA, jak również do: Chin, Australii, Nowej Zelandii, Tajlandii, Indii, Sri Lanki, Rosji, na Tahiti, Hawaje, Galapagos, Wyspę Wielkanocną, do Kenii i Tanzanii, do Maroka, Libii, Egiptu.
Po weryfikacji dziennikarzy w stanie wojennym nie została w Kontynentach i w latach 1982-1987 pracowała w redakcji Radaru. Pisała o sztuce, poznając wielu artystów - co było przyczynkiem do napisania książki Polacy w sztuce świata. Następnie przeszła do Agencji Filmowo-Telewizyjnej Interpress-Film, gdzie pracowała aż do wczesnej emerytury. Po śmierci Tony'ego w 1998 roku zajęła się głównie popularyzacją ciekawych miejsc w Polsce realizując krajoznawcze programy telewizyjne z cyklu Groch i kapusta i tworząc cykl książek Groch i kapusta, czyli podróżuj po Polsce!.
W 2006 roku otrzymała Nagrodę Bursztynowego Motyla im. Arkadego Fiedlera. W 1996 roku była inicjatorką budowy pomnika inżyniera Ernesta Malinowskiego, budowniczego najwyżej położonej kolei na świecie. Dzięki jej staraniom w 2003 roku powstało Muzeum Podróżników im. Tony Halika w Toruniu. Jest wiceprezesem polskiego oddziału The Explorers Club, członkiem polskiej sekcji Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki (AICA) oraz honorowym członkiem Polonijnego Klubu Podróżnika.

 

 

Współorganizator wystawy:

/m

 

  /m