Przejdź do treści

Marek Szyryk

Lokalizacja Galeria Sztuki Współczesnej
Czas 16.01.2015

Wystawa najnowszych prac Marka Szyryka

Fotografie 2013-2014

Wernisaż 15 stycznia 2015, godz.18.00

Wystawa czynna codziennie do 15 lutego (za wyjątkiem 6 lutego).

Artysta urodzony w 1966 r. w Niemodlinie. Jest absolwentem WSP w Opolu. Mieszka i tworzy w Łodzi. Jest wykładowcą akademickim będąc profesorem Szkoły Filmowej w Łodzi. Organizator wielu wystaw studenckich. Prezentował swoje prace na wystawach indywidualnych i zbiorowych w Polsce i za granicą.  Jego droga fotografii nosi cechy starego rzemiosła, w którym artysta nie tylko tworzył przedmioty, ale również dzięki sztuce doskonalił swoją osobowość. Często odwołuje się do japońskiej poezji haiku poprzez odkrywanie tego, co ulotne, przemijające, kruche, a zarazem odwieczne i piękne. Będąc otwarty na współczesny język fotografii podążą różnymi ścieżkami fotograficznymi ciesząc się tą wędrówką.

Wystawa Fotografie 2013-2014 jest prezentacją trzech najnowszych cykli fotograficznych artysty: Wracam do Raju, Atlas form przetrwalnikowych i Medytacje.

Wracam do Raju

Sady pod Niemodlinem. Poznawanie świata, zabawy, dziecięce trwonienie czasu. Nieśmiały chłopak z małej wsi

Poniemiecki dom, w którym spędziłem część dzieciństwa. Miejsce szczęśliwych lat - moja mała Arkadia. W domu za drzwiami kuchni niewielkie pomieszczenie bez okna. Pamiętam szeroką półkę biegnąca na dwóch ścianach, czerwoną żarówkę, kuwety: jedną ceramiczną, a dwie inne metalowe pewnie z laboratorium medycznego, bo mama była pielęgniarką. Urządzenie do naświetlania zdjęć i zieloną ramkę do kopiowania - teraz jedyna rzecz, która mi pozostała z tego miejsca. Ciemnia. Miejsce obecnie już tylko wywołujące mgliste wspomnienia, niegdysiejsza przestrzeń magicznych rytuałów. Odgrzebuję teraz zamglony obraz, kiedy przyglądam się, jak mój wujek wywołuje naświetlone kartki papieru. Lecz czy to jeszcze pamiętam, czy są to obecne wyobrażenia tego, co mogło mieć miejsce - nie wiem. Filmy były czarno-białe, więc wspomnienia są głównie monochromatyczne. I jak stare, niewypłukane dobrze fotografie bledną z czasem.

W domu mieszka z nami brat mamy, który w szkole, w powiatowym mieście zainteresował się fotografią na tyle, że jego ojciec a mój dziadek zrobił dla niego ciemnię i co zaskakujące, mimo że był prostym, zwykłym rolnikiem, ręcznie wykonał przedmioty niezbędne do odbijania fotografii. 

Wujek ?Uka" fotografuje mnie - swojego siostrzeńca. Negatywy najpierw są w dziwnych, różnych szerokich formatach, później małoobrazkowe. Staję, gdzie postawi mnie fotograf, przed domem, na łące, przed krzakami. Fotografia jest więc ze mną od zawsze, od najwcześniejszych wspomnień. I potem już tak blisko, namacalnie, kiedy dostaję na pocieszenie po śmierci ojca nie tylko aparat, ale i niezbędne wyposażenie ciemni.

Później korzystam z popularnych wówczas kółek fotograficznych. Moje pierwsze -  w kantorku na tyłach klasy z fizyki, później w domu kultury. Pierwsze zajęcia w ?prawdziwej" ciemni, aparaty Start i Exakta. Skórzana torba po kamerze Krasnogorsk na ramieniu instruktora jest moim marzeniem o atrybucie prawdziwego fotografa. Duszne wieczory spędzane w tamtejszej ciemni. Częste wizyty w sklepie Foto-Optyka, rentgenowskie utrwalacze, radzieckie filmy, wywoływacze w ampułkach. W domu zasłanianie okien kocami na długie godziny, aby stworzyć zaciemniony pokój do powiększania, zniecierpliwienie mojej Mamy zabieraniem jej czasu i przestrzeni, marnowanie papieru by cokolwiek mogło się pojawić, szyby zaklejone suszącymi się odbitkami często odrywanymi siłą, bo zbyt mocno się przykleiły, zdobywanie trudno dostępnych odczynników.

Dalej liceum, później dwuletnia szkoła fotograficzna. Już mam inne, własne aparaty, po sprezentowanej Smienie przychodzi czas na Zenita, potem Yashica na szeroki film zwojowy. Fotografuję wszystko, atawistycznie również siebie. Cały czas w kadrze pojawiam się ja. Siłą pierwotnego przyzwyczajenia. Najprościej jak się da -  na wprost obiektywu. Potrzebuję swoich obrazów dla własnej pamięci. Chciałbym, chyba nie wiedząc o tym, zabrać je ze sobą w podróż, w której wciąż jestem. I miejsce to samo, a inne. Niby to samo drzewo, niby te same zarośla, niby ta sama od wieków powtarzająca rytuał rośnięcia trawa. Niby ta sama postać przed obiektywem. 

Wracam ciałem i wspomnieniami. Z wdzięcznością za tamten czas i za to miejsce, które wciąż tyle znaczy. Tu i teraz określam siebie. Oglądam swoją postać z uważnością przynależną dokładnemu w odwzorowywaniu obiektywowi. Z mojego dzisiejszego świata wracam tam, gdzie prowadzi mnie moje serce, gdzie byłem szczęśliwy. Cofam się o dziesięciolecia do mojego Raju i wiem, że nigdy go nie opuściłem. I nie wiem, po co tyle szukałem, oddalałem się. Wracam, jak dawno kiedyś kupowane trocinowe piłeczki na kościelnych odpustach, odbite od dłoni i oddalone na rozciągniętej gumce -  wracają ponownie  Jednak dorosły i dojrzały nie wejdę do tej samej rzeki - to nadaremne.

Staję na środku łąki i patrzę na jej wieczność, na obojętność, na spokój zachodzącego słońca. Przeminę, poddam się własnemu losowi. Nie zatrzyma mnie ani nagrzana kora pni drzew, ani fotografie przy nich zrobione. Zniknę w otchłani czasu i karmić się mną będą zielone rośliny a wielkie liście przydrożnych łopianów będą mi domem. Gwiezdny pył, który opada na pola zbóż, na których stałem, na łąki, po których chodziłem, składa się z takich samych atomów jak moje ciało. 

Tak sobie myślę, jak wracam pamięcią do swego Raju.

  /m

Atlas form przetrwalnikowych

Po dwóch ostatnich seriach fotografii Dotykając stołu oraz Wracam do Raju, w których zajmowałem się swoją fizycznością, człowiekiem, który skądś pochodzi, z czegoś wyrósł, stał się tym kim jest, kontynuuję tę autoanalizę w swoim pierwszym w życiu barwnym zestawie fotografii. Mój symboliczny powrót do Raju, Arkadii - miejsca, gdzie wzrastałem i wychowywałem się w dzieciństwie, dał mi moc zrozumienia, jak bardzo związany jestem z przestrzenią, ziemią, przyrodą. Pojawiła się chęć, by dać plastyczno-fotograficzny wyraz temu stanowi. Zbliżyć się i wtopić w naturę. Być z nią i nie przeszkadzać jej swoim widokiem, postacią.

Zacząłem pracę od autoportretów wykonywanych w przyrodzie, fotografując się w profesjonalnych ubraniach snajperskich, wojskowych czy myśliwskich.

Znikałem, wtapiałem się, byłem.

Moja postać stopniowo przestała być ważna, pojawił się uniwersalny bohater symbolizujący refleksję, że znikanie jest sposobem na ukrycie się, wtopienie w tło, co pozwala pozostać niezauważonym i przetrwać. W świecie bakterii i roślin istnieją formy przetrwalnikowe umożliwiające organizmom przetrwanie niekorzystnych dla nich warunków.

Temat kamuflażu i mimikry doprowadził mnie od tego świata do człowieka, który nosi w sobie moc przetrwania, ukrycia i przeniesienia w przyszłość woli życia lub uczuć, wiary, człowieczeństwa.

Zdjęcia wykonane w plenerach uzupełniłem serią fotografii zrealizowaną w studio na białym tle, korzystającą po części z ujęć przedmiotów znalezionych przeze mnie, wyrwanych ze swojego miejsca i kontekstu oraz zdjęć swoistych, skonstruowanych własnoręcznie obiektów.

Obydwa te cykle mówią o tym samym. Symbolizują formy przetrwalnikowe, posługując się odmienną narracją fotograficzną.

  /m

Medytacje

Ściany, które fotografuję, nie mają ani początku, ani końca - nie mają granic i wymykają się czasoprzestrzeni. W swej skończoności są na swój sposób nieskończone. Te fotografie są miejscem spotkania ze sobą. To w sobie szukam poznania i odpowiedzi.

Jeśli w wierszu Zbigniewa Herberta Studium przedmiotu nie pojmie się pustki zbyt dosłownie, to zapadanie się w szarą nicość ścian określają wersy: 

masz teraz

pustą przestrzeń

piękniejszą od przedmiotu

piękniejszą od miejsca po nim

jest to przedświat

biały raj

wszystkich możliwości 

Rozpatrując ten cykl według kategorii estetycznych występujących w sztuce japońskiej, stwierdzam, że najbliżej jest  mu do wabi - głównie przez swoje znaczenie ujmowane  w kontekście samotności eremity, który porzucając blichtr życia w ciągłej rywalizacji o jakieś cele, wybiera prostotę i spokój, wycofując się ze zgiełku i wyścigu. Prawdziwe piękno wyrażane przez tę kategorię estetyczną to przekraczanie tego, co powierzchowne. Szlachetne ubóstwo (dobrowolna rezygnacja) wizualnie kojarzące się ze spokojem i harmonią. Inna interpretacja określa wabi jako wolność od przywiązania się do wszelkich form i wolność od pożądania. Ten stan jest mi bliski w pracy nad Medytacjami - zestaw prezentuje taki obraz rzeczywistości, który  nie karmiąc zanadto ­­­ wzroku, nie stwarza ułudy i staje się podatny na transcendencję.

Brak w nim skojarzeń typologicznych, odniesień, relatywizmu wartości, zniewolenia pragnieniem odkrycia, zdobycia, wygrania. W tym zaprzestaniu jest Moja Droga. Mój Spokój. Moja Wolność.

Przestrzegam przyjętego sposobu postępowania przy fotografowaniu - ma mi to przypominać rytuały i wyciszenie stosowane do doskonalenia duchowego w praktykach religijnych. Skupienie, wyciszenie, uważność, zawężenie środków wyrazu to podobieństwa z praktyką ascetyczną.

Tytuł tego cyklu - Medytacje - wiąże się również z tym, że czasem praktyki medytacyjne prowadzi się siedząc przed ścianą. Taka forma pracy nad sobą ma doprowadzić do tego, by umysł uwolnił się od wypełniających go myśli, by stał się ?pusty", a wówczas cała rzeczywistość, a także własne ?ja" ukażą się w prawdziwej istocie. Dodatkowo zajęcie pozycji przed ścianą ma wyciszyć sygnały dookoła tak, by nic nie rozpraszało skupienia. Postawa osadzenia w sobie, by równocześnie dążyć do odkrycia sensu życia, ma potwierdzić doskonałość i jednię świata zarówno w stosunku do siebie, swoich czynów i myśli, jak i w stosunku do innych przejawów życia i ludzkiej działalności.

Ważniejsze jest, by za pomocą środków sztuki stawiać pytania, niż dawać odpowiedzi - sensu czy bezsensu, naszego miejsca w świecie, miejsca sztuki i twórcy, statusu medium.

Fotografuję powierzchnie ścian, najchętniej o dużych płaszczyznach, gładkich, jednorodnych walorowo. Jest to fotografia niemalże dokumentująca ich wygląd. Ta czysta fotografia jawi się jednak w roli służebnej dzięki pojawieniu się w niej warstw wyobrażeniowych Również strategia wyboru tych a nie innych ujęć i asceza plastyczna powodują , że na tak mało interesujących wizualnie motywach, jakim są gładkie ściany, wyraźnie zaznaczają się wszelkie zarejestrowane detale. Pęknięcia, wystająca trawa z dołu, ślady po zakrytym kablu, grafika siatki przed nałożeniem tynku urastają do wielkich przygód wizualnych, a w całości prezentowanego zestawu stają się wskazówkami, że są  to różne ściany, czasem bardzo podobne, ale zawsze inne. Cechy takiego sposobu fotografowania są dla mnie świadectwem mojej postawy filozoficznej. Podjęcie decyzji o skupieniu się wyłącznie na kontynuowaniu tego zestawu jest moim świadomym samowyrokiem artystycznym. Trwanie w tej postawie będzie dla mnie przeciwstawieniem się szukaniu nowych form wyrazu w fotografii, swojego stylu,  pięknych ujęć. Żaden  wyścig we współczesnym świecie mnie już nie obchodzi. Jestem wolny od mód i ekscytacji. Na przekór zmienności tego świata będę robił to samo. To samo jednak nie jest tym samym. W prostocie metody, która jest wewnętrzną koncentracją dla osiągnięcia poznania, szukam swojej szansy. Odnajduję ważne trzy ścieżki: kontemplację, medytację i twórczość.

Myślę, że za Schopenhauerem cytowanym przez Czesława Miłosza w zbiorze poezji Wypisy z ksiąg użytecznych mógłbym powtórzyć, że fotografowane przeze mnie płaszczyzny ścian ?mówią nam o spokojnym, uciszonym stanie umysłu artysty, wolnym od podszeptów woli, tak żeby mógł kontemplować nieznaczące rzeczy obiektywnie (...)".

  /m